Link :: 01.04.2006 :: 20:07
pies ogrodnika, tak to ja...
nie umiem ciesyc sie wlasnym zyciem, nie potrafie calkowicie poswiecic sie innym... l.udze sie poszukiwaniami sensu, drogi, znaku, nadzieji i tych innych dupereli, a co ja w rzeczywiscie robie? siedze i uzalam sie nad soba... niezdolna do wskoczenia na gleboka wode, robie drobne, niepewne kroczki tylko po to, by za jakis czas dac sobie mozliwosc cofniecia sie... glupota...
a inni w moim zyciu? nie potrafie dac calej siebie, bo czymze sa te male wyrzeczenia co jakis czas? niczym...moneta co jakis czas wrzucona do jakiejs puszki, pod swieta pomoc komus w nauce, albo zrezygnowanie z rzeczy na ktorej mi slabo zalezy na rzecz kogos innego... slowem, wiekszosc tych zabiegow byla prawdopodobnie wykonywana tylko dlatego, by dac sercu zludzeniu Oli samarytanki...
nic dla siebie, nic dla innych... po co wiec takie istnienie...
"Trzeba dumnie umrzeć, skoro życ dumnie dłużej już nie można." Friedrich Nietzsche
teoretycznie mozna udawac... nauczyc sie usmiechac, jeszcze glebiej chowac uczucia (choc ludzie, wiec i ja, i tak te najszczersze ukrywaja przed samym swiatem), lepiej umiec nad nimi panowac, powoli eliminowac je z walsnej rzeczywistosci... czy tak bedzie zdecydowanie lepiej???
Komentuj(2)
Link :: 03.04.2006 :: 16:43
swiat jest dziwny, niezrozumialy , przynajmniej dla mnie i z mojej perpektywy... kiedy czlowiek sie rodzi, towarzyszy temu cierpienie, a jednak jako naturalny odruch uznajemy radosc plynaca z tego jakze wspanialego faktu... z drugiej strony smierc, czyli zakonczenie bolu, powinna byc odbierana jako cos wywolujacego smutek i melancholie...
kolejny dzien, kolejne, moje "zalosne" zachwowania...
z tym dniem, jak z kazdym dniem cos stracilam...
koplejny teledysk z praktycznie nagimi idealami kobiecego ciala... mam dosc :/...
Komentuj(4)
Link :: 09.04.2006 :: 12:59
znowu to samo... bol fizyczny... cos, czego nie mam juz najmniejszej ochoty, ani sily znosic... zreszta czym sobie na niego zasluzylam...
tym, ze sie urodzilam? tym, ze istnieje, wegetuje,? hm, coprawda teoretycznie mozna to zmienic. ale to byloby ukazanie mojej calkowitej slabosci, slabosci, ktora wymaga sily, ktorej nawet nie posiadam w tym momencie...
chcialabym byc silniejsza, umiec, mowic o rzeczach, ktore nie chca przejsc przez gardlo, nie zalowac tego, ze w pewnych momentach pasuje wlasnie poprzez strach, czesto strach przed popelnieniem bledu... a cczasem to chyba wycofywanie sprawia, ze popelniamy te najwieksze bledy...
jestem slaba, nie wiem po co zmagam sie ze swoim bytem po raz kolejny... moga byc dwa wytlumaczenia, nie do konca umarla we mnie nadzieja, albo boje sie tegom, z czym przyjdzie mi sie zmierzyc po smierci.... a moze oba?
Komentuj(3)
Link :: 12.04.2006 :: 22:56
dzisiaj spacerek po starych smieciach.... hm, tak dawno tam nie bylam. zastanawiam sie, czy czesci nie zauwazalam, po prostu mijajac je tak czesto zaczelam ignorowac wtedy, czy zatarly sie wspomnienia miejsc...
zmiany... w koncu dosiegna wszystko, nawet moj maly i marny zywot...
bo czy sie nie zmieniam? mam watpliwosci, czy istnieje cos takiego jak stagnacja charakteru. byc moze, po prostu jestem bohaterem aktywnym, co juz jest totalna brednia... chyba czesciej dosiega mnie wspanialy weldschmerz, ktorego jednak wplywy w ostatnich dniach sa coraz slabsze. nawet jesli pewne zle osobniki poprzez swoje niektore dzialania maja zamiar, albo niezaplanowany udzial w moich malych pogorszeniach nastroju...
do takich zlych osobnikow mozna np. zaliczyc mojego wspanialego nauczycioela gaografii, ale pff, kiedys moze zapomne mu ta zniewage jaka byla 2 za moja mapke :/...
nio i oczywiscie pare innych mhrocznych charakterkow mialo udzial w dzisiejszym dniu
...
znowu jestem zla na moje niezdecydowanie. kilka drozek, a nie wiem, ktora stapac. latwiejsza, ta, na ktorej postepowalabym tak, jakbym chciala by postepowali inni (tylko przydaloby sie wiecej odwagi), izolacji... wyborow kilka a ja jak zwykle stoja z rozdziawiona buzia.. niedobrze....
Komentuj(1)
Link :: 15.04.2006 :: 14:04
no wiec zblizaja sie kolejne swieta. tak wiec z tej niewatpliwej okazji wypadalo by zlozyc kilka zyczen, dla tej garstki ludzi, ktorzy maja na tyle uzo silnej woli, by wpisac pewien adres w swojej przegladarce...
wlasiwie te zyczenia beda bardzo egoistyczne, bo bede zyczyla tego, czego sama pragne... czyli sczescia, jakkolwiek je rozumiecie. bo w koncu szczescie niejedno ma imie
... i tego, by w waszym swiecie bylo miejce dla pozytywnych uczuc, (bo czymze jest zycie bez uczuc?), oraz by innym, nawet nieswiadomie nie udalo sie was zranic...
no i trzymajcie sie. w koncu swieta tonieodlacznie powiazane sa z porzadkiem... jak ja tego nie lubie :/
no i w moim zyciu tez powoli nadchodzi wiosna. kielkuje we mnie male cos, choc zobaczymy czy to bedzie pozytywne, i jak szybko przestane cosiowi dostarczac pozywienia
... aha, i nie jestem w ciazy
Komentuj(4)
Link :: 24.04.2006 :: 15:53
eh, dawno tu nie pisalam, czas wiec odkurzyc klawiature :]...
na czym polega moj brak weny tworczej? na tym, ze moje samopoczucie jest w porzadkyu, co niestety wyklucza moj ulubiony nurt literacki jakim jest moje wlasne uzalanie sie nad soba, narzekanie na swiat, placz i lament... a pozytywny humorek nie jest juz taki literacki.
no moze czesc z moich uczuc podchodzila by jako ciekawy temat mojej osobistej tworczosci, ale to chyba zbyt osobiste. w koncu moi znajomi nie powinni znac kazdego skrawka mojej osobki...
dzisiaj zebranie. nie wiem, kiedy wroce z kiepskim nastrojem, zalezy od tego, na ile dostane szlaban. :]...
Komentuj(2)
Link :: 25.04.2006 :: 19:37
nie wiem czemu, swiat ma tendencje do powtarzania pewnych faktow, ale inaczej je akcentujac...
kilka godzin... kilka wiadomosci...
dwadziescia cztery lata... moj kuzyn wyszedl na rower, wypadek... 11 dni spitalu, nie odzyskal przytomnosci... zgon odnotowano wczoraj o godzinie pierwszej trzydzieci...
szczerez powiedziawszy nawet go nie pamietam, sklamalabym jednak twierdzac, ze wogole to nie ruszylo... ale chyba bardziej moja mame.
w kazdym badz razie zdecydowanie zwiekszyla liczbe wymawianych i okazywanych symboli rodzicielskiego uczucia... a mi co to uswiadamia? ze jestem slaba. ze sa rzeczy, ktore warto byloby zrobic, jednak takich krokow nie podejme. dlaczego? ze strachu...
dwadziescia cztery lata... moj kolega postanawia sie ożenić, choc jeszcze kilka dni temu bulo to odkladane na blziej nie okreslona, odlegla przyszlosc.
kilka dni, ale sie moze zmienic...
a co osobiscie u mnie? czuje sie bezsilna wobec. nie umiem chyba naprawde "byc przy kims" kiedy jest mu zle. nie potrafie pocieszyc, poprawic nastroju. dno... sama czuje sie zle, ze jwidze smutek, jeszcze gorzej nie umiejac mu zaradzic...
nie jestesm zajebista, nawet jesli niektorym ostatnio zebralo sie, by mi to powiedziec...
Komentuj(2)
Link :: 30.04.2006 :: 12:45
zabierz mi, zabierz mi z reki noz noz...
hm, nietey nastapilo wzmocnienie fali totalnego niezrozumienia spolecznego mojej skromnej persony, niekakceptowania mnie przez owo spoleczenswto, moej zagubienie, poczucie innosci, jako elementu nie pasujacego do tej masy ludzi...
internet... placzliwe wolanie o bliskosc jakiejs osoby, ale nawet to nie dziala... literki... dowolna interpretacja, w moim wypadku zawsze najgorsza dla mnie... jedna z tych chwil, gdy nie widzi sie dla siebie niczego, co moglo by sprawic radosc, nie wyobraza nic wiecej ponad zakonczenie tego zdania...
ludzie wchodza w moj swiat nie od tek strony, od ktorej powinni, naruszaja swietosci, nie tykajac tych terenow, ktore potrzebuja wpsarcia, moze odbudowy...
nienawidze zycia... moze nie tyle zycia, co siebie....
Komentuj(1)
lay by:
Yzz
fot
lay4u