09.04.2006 :: 12:59
znowu to samo... bol fizyczny... cos, czego nie mam juz najmniejszej ochoty, ani sily znosic... zreszta czym sobie na niego zasluzylam... tym, ze sie urodzilam? tym, ze istnieje, wegetuje,? hm, coprawda teoretycznie mozna to zmienic. ale to byloby ukazanie mojej calkowitej slabosci, slabosci, ktora wymaga sily, ktorej nawet nie posiadam w tym momencie... chcialabym byc silniejsza, umiec, mowic o rzeczach, ktore nie chca przejsc przez gardlo, nie zalowac tego, ze w pewnych momentach pasuje wlasnie poprzez strach, czesto strach przed popelnieniem bledu... a cczasem to chyba wycofywanie sprawia, ze popelniamy te najwieksze bledy... jestem slaba, nie wiem po co zmagam sie ze swoim bytem po raz kolejny... moga byc dwa wytlumaczenia, nie do konca umarla we mnie nadzieja, albo boje sie tegom, z czym przyjdzie mi sie zmierzyc po smierci.... a moze oba?