23.09.2005 :: 22:16
tak... wyjazd za poltorej doby tak na oko... niedziela, 6.45 spod mojej kochanej placowki edukacyjnej... uwazajcie, bo bedzie mi sie chcialo wstac... niedziela, nieco po 5... jak ja otworze me sliczne oczka??? gdzie jade??? za daleko. do Wilna. zaprzyjazniac sie z Mickiewiczem. owszem, czesc rzeczy ma ciekawa, ale III czesc "dziadow" mnie dobija... dziadek w szpitalu... ja, bezduszna... nigdy z zadna babcia, ani dziadkiem nie mialam specjalnie dobrego kontaktu... rzadko sie widujemy, zupelnierozne swiaty... z roznych powodow... nie to, ze jakos sie klocimy (zdarza sie stosunkowo rzadko), czy nienawidzimy... raczej nie umiem z nimi nawiazac takiego naprade kontaktu... choc moze po prostu narzekam, wybrzydzam... ciezko rozmawiac w szpitalu z kims, kogo dotad widzialo sie stosunkowo rzadko, jest roznica 2 pokolen, miasta i wsi... ja tak mam, watpie, by bylo to jakies bardzo nienaturalne... to na tyle... budoowa notki... od rzeczy niewaznych, do tych bardziej...od drobnostki, do powagi... ale taka budowa wskazuje na chyba moja prawdziwa bezdusznosc... nie wiem... nie umialam jakos tak zaczac notki...