01.09.2005 :: 17:18
cos we mnie peka... coraz trudniej pisac, mowic, cokolwiek mam do przekazania niknie w otchlani bezcelowosci mego jestestwa... ostatnie dni... przedwczoraj spacer z A. po Lazienkach i okolicach... wczoraj glownie siedzenie w domku, spotkanie ze znajomymi pozanymi w Karpaczu... dzisiaj wczesniejsze wstanie, podroz autobusem z tymi ludzmi co wczoraj plus ich znajomi...rozpoczecie roku szkolnego, spacer z M... i niby wszystko dobrze, wszystko ok, ale... gdzies w glebi pokutuje uczucie trudne do okreslenia. niby zawsze jest ktos do pomeczenia, kto wyslucha. niby mniej sie krzywie stojac przed lustrem, niby ich slowa musza byc szczere, niby... zaciskam wargi. po co??? nie wiem. uczucie... moze strachu przed ta wstretna samotnoscia. niby wszyscy sa gdzies w poblizu mnie, na wyciagniecie reki, ale...w zyciu kazdego z nich pojawia sie ktos nowy. coraz czesciej mowia o zwiazkach... a ja stoje na srodku i moge tylko wzruszyc ramionami. nawet nie wiem po co. mijam starych znajomych. ktos trzyma ich za reke... ja... wkrotce cos sie rozpadnie... jakas czastka mnie bedzie kazala mi cos zmienic... ale co??? samotnosci nie da sie na nic wymienic... nie bedzie do kogo sie przytulic...