31.07.2005 :: 20:36
zyje, jestem, oddycham... przez te ostatnie dni nic sie nie dzialo... doslownie nic... a i z pisania bloga nieco wypadlam... wczoraj pojechalismy na wies... no i trzeba bylo pozrywac troche rzeczy z ogrodka... wisnie, nie lubie tych owocow na surowo, w przetworach da sie zjesc, ale... babcia ma niepryskane drzewka, wiec mam watpliwosci, ile z tych zerwanych owocow bedzie nadawalo sie do spozycia... i wiem, ze argument mamy o zdrowiu sa sluszne.... i wiem, ze do produkcji 100gram dzemu nie potrzeba 40 g owocow, ale... wszechobecne owady, niesamowite goraco, brudna bluzeczka i kilka strasznie swedzacych i bombelkow poo niekoniecznie przyjemnych ugryzieniach owadow wykonczylo mnie... a jutro bede musiala to drylowac... zawsze o tym marzylam :/.. denerwuje mnie jeaszcze moja koniecznosc odmawiania pewnej osobie... zawsze chce sie spotkac kiedy ja juz nie moge... troche mi glupio, teraz chyba ja bede musiala wykazac sie inicjatywa... i jeszce jedno... chemikalia... sa zle, niedobre i zasmiecaja swiat... ale jednoczesnie nie lubimy owadow, chcemy trwalych produktow i tanich... a tak sie chyba nie da... zostawie po sobie gore smieci... samotnosc... wszyscy sie powoli paruja, sparzaja ( nie wiem, jak to okreslic jednym slowem :(), lub na w ich zyciu pojawiaja sie osoby, ktorym zaczynaja sie podobac... pachnie nowyz zwiazkiem... i ja... nijak do tej spolecznosci przystajaca... do du**.