20.06.2005 :: 21:30
znowu mi nie wyszlo... nie umiem sie zupelnie przelamac... byc moze dla niego to wylacznie zarty, byc moze to dla niego naturalny sposob komunikacji miedzy ludzmi, ale... jeden z kolegow powiedzial, ze wyglada tak, jakbym byla dla M. wazna... to nie moze byc prawda, chociazby z powodu dnia dzisiejszego. jak on mnie kocha krytykowac (chociaz zawsze jakis powod, by nazwac to waznoscia). myslalam, ze sie porycze. totalen zalamken. na szczescie moja psiapsiola wysluchala tego, powiedziala, ze jest idiota i zebym sie nim nie przejmowala. to nie takie proste. M. ma przynajmiej jedna zalete. wiedzial, gdzie jest cukiernia z dobrym sernikiem. i dobry los nie dal mu mozliwosci dlugiego znecania sie nade mna. ja wypier********* sie na jednej stacji metra, on na innej 2 przystanki dalej. 2 inne soby lagodzily nasze stosunki (cos za duzo tych 2, no i jeszcze jedna ). z drugiej strony jest jedna z osob, z ktora mimo wszystko spedzam porownywalnie duzo czasu. ktora sie do mnie odzywa. moze to ja dzisaj bylam bardziej przewrazliwiona niz zwykle... moze traktuje to za bardzo serio. moze... i nadzieji brak... do skarpetek z tym wszystkim. notka bez ladu i skladu. chyba zrozumiala tylko dla mnie.