08.06.2005 :: 21:03
powrot z wycieczki... troche bolesna rzeczywistosc... ile na jutro doi zrobienia... i nic zaczetego... na wycieczce bylo fajnie, a na pewno strasznie smiesznie. troche duzo zajec, naprawde czas mielizmy wypelniony na maxa... nieco zmeczona... kilka obserwacji... w mojej klasie naprawde jest mnostwo zaczepistych ludzi... z poczuciem humoru, inteligentnych... dlaczego wiec czegos caly czas czegos mi brakuje??? kogos blizszego, przyjaciela/przyjaciolki... dlaczego nie potrafie z nimi nawiazac kontaktu na wyzszym poziomie? na swoj sposob sa mi bliscy... brakuje... no wlasnie: czego??? potrafie nawiazac rozmawe z kazdym z nich, co nie zmienia faktuy, ze w pewien sposob czuje sie samotna??? nie doroslam??? a moze ta granica jest we mnie??? sa naprawde fajni.. moge byc dlka nich kumpela, ale wiem, ze nigdynie zostane 100% kumplem... jak kazda dziewczyna... zawsze bedzie troche inaczej, moze to poblazanie, moze szacunek, ale pewne rzeczy z nami zrobia inaczej. tak po prostu... maly dolek zwiazany z powrotem do rzeczywistosci... lepiej juz bylo latac po lesie, wwiercac sie w ziemie by sorawdzac glebie, liczyc dzewka,rozpoznawac ich rodzaje, mierzyc ich srednice... dlaczego non stop trafiam na Jego cien??? oszaleje chyba. chlopak, ktory mi sie podoba chodzi do klasy rownoleglej i byl wczesniej na podobnej wycieczce... na koncu mielismy zrobic prezentacje z wynikami badan. usiadlam przy komputerze z prezentacja jego grupy( przeciez tam bylo tyle komputerow, a prezentacja musiala byc na tym i akurat ja ogladalam jako przyklad =(, gdyby chociaz sie nie podpisywali)... z przegranymi ich zdjeciami na ktorych byl On... kiedy w pewien sposob dobry los pozwala zapomniec o Nim i wlasnej beznadziejnosci musze odnajdywac cos, co mi o tym przypomni... masakra...