24.05.2005 :: 21:00
pogodze sie z tym, ze nie patrzysz na mnie oczami pelnymi milosci, ze nie jestem dla Ciebie wazna... ale wiedz jedno... nie jestem Bogiem i mimo, iz tak jak on daje Tobie wolna reke nie bede potrafila spokojnie patrzec na Twoje lzy i cierpienie...pod Twoje stopy skladam ofiare swojej samotnosci - nie pozwol, by sie zmarnowala... chyba tyle mozesz mi dac? samotnosc - jej zapach, smak, dotyk.. takie obce, mimo tylu spedzonych razem dni... chyba nie dam dalej rady... nie mam o co walczyc... mam 17 lat, a pisze jakby nie bylo juz dla mnie nadzieji... bo w pewnym sensie nie ma...zostala mi zabrana chyba wraz z dniem narodzin, lub dniem zyskania swiadomosci... to juz teraz nie ma znaczenia... kontakty na poziomie ja-komputer... i te miedzy ludzmi... ja i oni... na karteczkach na lekcji i w slowach na przerwie...czy to, ze nie mnie od siebie nie odganiaja nie jest tylko forma grzecznosci??? zachowanie bedaca wyuczona formulka...