05.05.2005 :: 14:41
mam nie pozwolila mi dzisaj nigdzi wyjsc... oczywiscie bylam wsciekla... ale ta samotnosc okazala sie niemal zbawienna... mama chciala bym sie przygotowala do szkoly...oczywiscie tego nie zrobilam... rozmowa z przyjaciolkami na gg, paczka czipsow, lizak, pusty dom, pies spiacy na kanapie ... to dzisiaj byl moj swiat...w tle leciala muzyka, po domu przewalaly sie papierki po roznego kalibru slodyczach nie sprzatane od kilku dni(i ikilku wizyt) i klaczki psiej siersci(zadziwiajace ile moze wypasc jej w ciagu jednego sezonu tylko z jednego psa... dywan jest doslownie prawie czarny, nawet mnie zaczyna to irytowac, a do pedantek raczej nie naleze =P).ale tenze wlasnie swiat pozwolil mi ulozyc kilka spraw i dal czas na znalezienie troche optymizmu... szczerze napisawszy, troche krzywego, ale zawsze weselszego... na przemian wlaczalam ciezsze kawalki i piosenki reprezentujace moj gust z podstawowki.. ile od tego czasu sie zmienilo...ile wspomnien i niepoukladanych mysli... jak zmienilam sie ja, moj gust... piosenki z lat 90... przy kazdej jakies drobne wspomnienie, twarz kolezanki... jestem, bylam i bede... skoro znajomi jeszcze mnie gdzies zapraszaja, jesli czasem rusza sie na ta wies na ktorej mieszkam,jesli nie zrywaja ze mna kontaktu, jesli po prostu sa, to oznacza to chyba, ze nie moge byc totalnym dnem...i ze musze mioec jakies zalety... czy naprawde puszczenie piosenki na nie za wysokim poziomie moze az tak poprawic humor??? chyba dziwna jestem... a moze to ten spokoj... albo po prostu moje towarzystwo =)... niewazne...grunt, ze jest lepiej...