25.04.2005 :: 20:15
dzisiaj zebranie w placowce edukacyjnej... jak zwykle mama wroci nie za bardzo szczesliwa. bedzie, nazwijmy to dskusja, na temat mojego zapalu i przewidywanej przysloszci. nie wiem, moze nie nje bede miala dostepu do neta........... znowu bede plakac w swoim pokoju... bez marzen i planow... zawsze tylko mamie zalezalo, mnie przestalo bardzo szybko... do jakich szkol powinnam chodzic i jakie miec oceny... zawsze to wiedziala... dla mojej przyszlosci... problem polega na tym, ze jezeli ktos narzuca tobie to, co powinnas chciec, zapominasz o co walczysz i rzestajesz marzyc, wiedziec co chcesz w zyciu robic... nie widze siebie jutro, nie widzialam siebie dzisiejszej wczoraj... owszem, jestem w dobrej szkole, ludzie tez fajni, ale w duszy totalna pustka i kazdego dnia zadaje sobie pytanie, co ja wlasciwie tutaj robie... nie chodzilam bym do tej szkoly gdyby nie ona i jej nakazy, jak powinnam zaczac spedzac swoj wolny czas... ale walke i tak przegralam... najpierw o zajecia dodatkowe w podstawowce, potem o gimnazjum, teraz o liceum... nie mam juz sily byc tym, kim mnie widza... nie mam sily juz tego zmieniac, bo rozmienialam sie na drobne polegajac w poprzednich walkach...naucze sie plynac z pradem, moze nawet uda sie stlumic ostatnie powiewy buntu... czuje sie niczym bohater tragiczny... taki jak w sarozytnym teatrze... jest skazany i niealeznie od podjetych decyzji przegra... do przeczytania nie wiem koiedy...