08.04.2005 :: 15:31
dzisiaj byl pogrzeb kogos, kogo wiele osob deklarowalo za swoj autorytet... mowil i pisal durzo, o pojednaniu, milosci... a gdzie ja bylam??? nie wiem... nie potrafie byc taka jak Papiez, nie potrafie zrozumiec, ani pogodzic sie z cierpiem. tolerancja??? dobrze znam to slowo... ale nie moge napisac, ze jestem go slyszalam, tylko dlatego, ze nie ma dla mnie roznicy kolor skory, wyznanie, czy status materialny... przeciez dalej nie potrafie zaufac Bogu, dalej popelniam te same grzechy... nie moge. nie potrafie nawet zaczac zyc inaczej. wszystkie proby konczyly sie bardzo szybko ukazujac moja slabosc. nie potrafie zrozumiec i zaakceptowac cierpienia, ani tym bardziej uznac je za blogoslawienstwo. podziwiam Ciebie za to Ojcze. za Twoja ufnosc, usmiech, sile, slowa... to wszystko co spraialo, ze ludzie stali po kilka godzin tylko po to, by moc popatrzec na Ciebie przez chwile, posluchac, dostac blogoslawienstwo... modlilismy sie w kosciolach, ustaiualismy znicze, plakalismy... byles dla nas symbolem, a jednoczesnie kims tak bardzo bliskim... gdy mysle o Twojej smierci splataja i prznikaja sie we mnie dwa skrajne uczucia... smutek, symbol utraty kogos, kogo w specyficzny sposob kochalam i podziwialam, tlumiony przez radosc, bo wierze, ze nie cierpisz, ze jest Tobie dobrze... jesli pisze, ze kocham, to znaczy,ze chce Twojego szczescia... wiara jest jednym z darow Ducha Swietego. ja nie dostalam go na razie za duzo... Ojcze, szukasz mnie, ale ja nie jestem gotowa, by do Ciebie przyjsc..........