26.06.2007 :: 22:58
zaczynam podroz wglab siebie. juz bez strachu. z lekkim ironicznym usmiechem. i z pewna doza samokrytycyzmu. gdzies pomiedzy samouwielbieniem i zachwytem nad ludzka psychika a przewidywalnoscia i rozczarowaniem. wciaz ta sama. myslalam ze pewne wydarzenia zmienily mnie winnego czlowieka. coz, wiedza, ze mialy taki potencjal, lecz go nie do konca wykorzystaly. hm, owszem, lekko zachwialy, ale coz tego. salenstwo ktore rozumiem tylko ja. glupie nawyki i przewrazliwienia. i humor. wlasciwie bez sensu. tak jak ta wypowiedz nie ma ladu i skladu. tak i moja psychika. ot miliony latek spietych ze soba. niektore laczenia pekaja. coz, dziura tez moze byc piekna. i taka ladna tecza nd warszawa. cala mokra, z bolacym brzuchem cieszylam sie jak dziecko tecza. i sloneczkiem co wychuylalo sie zza chmur. wciaz widze piekno. nie zpaomnialam jak wyglada. witaj zycie :]